Czas w Sajgonie, spędzaliśmy głównie na spożywaniu niewiarygodnej ilości pożywienia. Jedzenie wypełniało nam czas i wypełniało nasze brzuchy. Doprawdy nie wiem, jakim cudem Wietnamczycy pozostają szczupli, ja nie potrafiłam przejść 100 metrów bez zaopatrzenia się w kolejną porcję kalorii.
Cóż, pewnie przywykli lub mają większy hart ducha i zachowują umiar w jedzeniu i piciu- ja nie:)
Wielokrotnie powracaliśmy do tych samych smaków, potraw i sprzedawców.
Uroczą starowinkę sprzedającą Bánh Bao odwiedzaliśmy głównie wieczorem. Mimo, że każde z nas mówiło w innym języku, to zawsze udało nam się wymienić kilka uprzejmości i uściskani, ruszaliśmy dalej, by usiąść nad brzegiem rzeki i skonsumować puszystą, parowaną bułeczkę (w zasadzie pieróg)
z nadzieniem wieprzowym, cebulą, kiełbasą i jajkiem na twardo.
Nocny apetyt na owoce, zaspokajaliśmy w pobliżu Bến Thành Market u "śpiącego pana".
Sprzedawca, którego, by dokonać zakupu trzeba było budzić ZAWSZE, a do tego sprzedawał owoce
w wersji "dla leniwych"co nam się bardzo podobało.
Wcinaliśmy przepyszne, miękkie puchate naleśniki prosto z przenośnej minikuchni
i mimo usilnych prób, nie udało nam się spotkać tej kobiety drugi raz.
Wypijaliśmy hektolitry kawy, aromatycznej, mocnej, dla mnie najlepsza ze słodkim mlekiem skondensowanym, które, jeśli nie wlane do filiżanki można wyjeść łyżeczką. Odwiedzaliśmy też kawiarnie sieciowe, Gloria Jean's Coffees i Highlands Coffee . Obydwie gorąco polecam.
W Gloria zakochałam się w bananowym latte, które wypijałam niemal jednym haustem, a które przywoływało na myśli ukochaną kaszkę z dzieciństwa, bananową Milupę.
Zielone bananowe latte! |
A tu już mrożona herbata z sorbetem owocowym. |
Do moich ulubionych słodkości tamtego regionu należy
Bánh đa lon posiadające delikatną, lekko galaretowatą strukturę ciasto z mąki ryżowej i tapioki,
z kokosowym aromatem.
Nie udało mi się skosztować Bánh Bông Lan Phú Sỉ, czyli Fuji Cake, które posypane kokosem przywodzi przywodzi na myśl japońską górę Fuji.
A jeśli po słodkościach najdzie Was ochota na coś konkretnego , spróbujcie Cơm Tám, bardzo popularne, sycące danie z grilowanej wieprzowiny, z ryżem, ze smażonym jajkiem. Pycha!
Same pyszności :)
OdpowiedzUsuńoj,to prawda:) Pozdrawiam!
UsuńCiekawa relacja,mrożona herbata przypomina mi żółtka w piwie,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńdziękuję :) faktycznie! wyglądają jak żółtka:)
Usuńzazdroszczę każdej potrawy, o której mowa!:)
OdpowiedzUsuń:) chętnie bym je tu przywiozła:) ściskam!
UsuńPostepuję tak samo jak Ty!
OdpowiedzUsuńDania w Azji są dla mnie najlepsze na świecie i korzystam pełnymi garściami.
I ta kolorystyka i scenografia.
Życie tam płynie na kulinarnych przyjemnościach.
Pozdrowienia!
Amber, to taki kulinarny "róg obfitości":) Pozdrawiam cieplutko!
UsuńAle pyszności! Wspaniała podróż. Spróbowałabym chętnie tej bananowej latte!
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że smak tej latte UZALEŻNIA:) życie potem już nie jest takie samo:)
Usuńale Ci zazdroszczę takich doznań smakowych!
OdpowiedzUsuńMoja droga, zostałaś nominowana do Liebster Blog Award:
OdpowiedzUsuńpolishfoodie.blogspot.co.uk/2013/07/liebster-blog-award.html :)
Dziękuję za nominację:) !
UsuńTo musiała być wyprawa! Zazdroszczę takiej smakowitej podróży :)
OdpowiedzUsuńTyle cudownych, nieznanych mi rzeczy, że aż mi słów brakuje :-)
OdpowiedzUsuńChętnie bym spróbowała tego deseru Bánh đa lon - szczególnie z uwagi na ten kokosowy posmak... :)
OdpowiedzUsuń