w Dystrykcie 1.
Ciekawie o samej właścicielce i miejscu (mapa) przeczytacie na stronie gastronomyblog.com, o tutaj.
Ruszamy w drogę pieszo. Znaleźliśmy ulicę Hoang Sa, ale nie możemy zlokalizować Lunch Lady. Szukamy...Pytamy... Po pół godzinie poddajemy się. Wracamy. Pytamy w recepcji, niestety nikt nie słyszał ani o Anthonym, ani o Lunch Lady, ale obiecują się dowiedzieć. My też przeprowadzamy mały research i po przestudiowaniu mapy stwierdzamy, że z orientacji należy nam się BANIA:)
Następnego dnia, tuż po śniadaniu ruszamy na lunch:) Po drodze zatrzymujemy się na kawę w jednej
z kawiarni przy Katedrze Notre Dame.
Tym razem trafiamy bez problemu. Nguyen Thi Thanh wita nas z uśmiechem nawet na chwilę nie przerywając nakładania kolejnych porcji.
Siadamy, a na naszym stole szybką lądują Goi Cuon ( springrollsy podawane w temperaturze pokojowej i nie smażone w głębokim tłuszczu.) oraz Chá giò (wersja smażona) mimo, że ich nie zamawialiśmy. Mogliśmy oczywiście powiedzieć, że dziękujemy ( tak podejrzewam:), ale byliśmy głodni, a danie wyglądało smakowicie, więc machnęliśmy na to ręką i zjedliśmy przekąski ze smakiem. Podobny scenariusz panował przy innych "turystycznych" stolikach.
Mimo, że schowane pod osłoną drzewa stanowisko Lunch Lady to już istna atrakcja turystyczna, według opinii osób, które jadały tam wcześniej, jakość posiłków jest wciąż taka sama.
Kolejnym punktem na naszej kulinarnej liście, "zgapionej" z telewizji jest Bánh Xèo 46 , gdzie serwują Bánh Xèo właśnie, czyli naleśniki z mąki ryżowej, z wieprzowiną, krewetkami, kiełkami...a farsz smaży się z dodatkiem mleka kokosowego.
Przy tym kościele skręcamy w prawo. |
Droga tam jest w zasadzie prosta i tak jak poprzednio, postanawiamy pokonać ją pieszo.
Po pierwsze dlatego, że lubimy chodzić, a po drugie, że obawiałam się wsiąść na skuter:)
Ruch uliczny w Ho Chi Minh to istny sajgon:) Miałam wrażenie, że nawet na chodniku nie zawsze byłam bezpieczna. Skutery są wszędzie, jadą zewsząd i ze wszystkim, włączając w to lodówki. Jest to jednak tylko moja opinia, bo znam osoby, które bez problemu poruszały się na skuterku, jednak dla mnie zwykłe przejście przez ulicę, równało się z wyrzutem adrenaliny równym skokowi na bungee:)
Na miejsce docieramy około 14.00, zajęte jest kilka stolików. Menu jest bardziej rozbudowane, my jednak poprzestajemy na tym, po co przyszliśmy - Banh Xeo. Po chwili na stole pojawiają się napoje, wilgotne serwetki do przetarcia rąk i talerz pełen ziół i , co akurat bardzo mi się tutaj podoba, że do wielu dań podaje się zieleninę.
Zaniepokoił mnie jednak brak sztućców, jedynie pałeczki. Potrafię posługiwać się pałeczkami, a raczej powinnam rzec: " potrafię chwytać pałeczkami" , ale żeby pokroić sobie nimi naleśnika? :) Bez obaw, mimo że, jak zauważyłam u współbiesiadników jest to możliwe, równie popularne jest wspomaganie się rękoma.
Różne są sposoby konsumpcji. Jedni owijają kawałki naleśnika w liście sałaty i ziół, maczają w sosie, po czym zjadają. Inni jedzą sam naleśnik, a jeszcze inni sporządzają rulon z zieleniny i zagryzają na zmianę z ciastem. Jest to jedno z tych dań, do których wracam myślami dość często:)
Bánh Xèo 46A
Quan 46 A Dinh Cong Trang - Distr.1
Otwarcie: 10 - 21:30
Jedzenie wygląda smakowicie! I zazdroszczę takiej podróży, sama czekam tylko na wrześniowy wyjazd :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, a do września szybka zleci!:)
UsuńWeź mnie tam do siebie :<
OdpowiedzUsuńClaudia bardzo chętnie! !!! :) tylko troszkę poczekaj, bo już powróciłam do Trójmiasta:)
UsuńAleż pyszności na talerzu wariują Ci przed oczami! Zazdroszczę!;)
OdpowiedzUsuń